Po długich dyskusjach Parlament Europejski i Rada zgodziły się przyjąć projekt rozporządzenia Komisji "mającego na celu zwiększenie zrównoważenia środowiskowego produktów i zapewnienie ich swobodnego przepływu na rynku wewnętrznym poprzez ustanowienie wymogów dotyczących ekoprojektu, które produkty muszą spełniać, aby mogły zostać wprowadzone do obrotu lub oddane do użytku".
Tekst odnosi się w szczególności do przemysłu tekstylnego i ma na celu w szczególności zakaz niszczenia niesprzedanej nowej odzieży. Bardziej ogólnie, ma on na celu ograniczenie wpływu produkcji wyrobów na środowisko. Od teraz towary powinny być bardziej niezawodne, nadające się do ponownego użycia, naprawy i łatwiejsze do recyklingu.
Oszczędzanie planety jest uzasadnionym celem: każdego roku w Unii Europejskiej wyrzuca się 5,8 miliona ton tekstyliów, czyli 11 kilogramów na osobę. Do wyprodukowania kilograma bawełny potrzeba 20 000 litrów wody, podczas gdy do wyprodukowania kilograma ziemniaków potrzeba 820 litrów, a setki milionów ludzi na całym świecie cierpi z powodu pragnienia i głodu.
To, że góry ubrań gniją na afrykańskich plażach, lądują w koszach na śmieci, a nawet są spalane przez niektóre marki, zamiast być poddawane recyklingowi lub przekazywane na cele charytatywne, jest nie do przyjęcia.
O ile jednak intencje Brukseli są godne pochwały, to metody są wysoce wątpliwe, a projekt rozporządzenia to istny biurokratyczny monstrum. Firmy będą musiały spełnić szereg wymagań, w tym długą listę obejmującą:
- Trwałość i niezawodność produktów;
- Możliwość ponownego wykorzystania produktów;
- Możliwość modernizacji, naprawy, konserwacji i odnawiania;
- Obecność substancji potencjalnie niebezpiecznych w produktach;
- Efektywność energetyczna i zasobooszczędność produktów;
- Zawartość materiałów pochodzących z recyklingu w produktach;
- Ponowna produkcja i recykling produktów;
- Ślad węglowy produktu i ślad środowiskowy;
- Przewidywane wytwarzanie odpadów przez produkty.
Ponadto wymogi informacyjne będą musiały przybrać formę "paszportu produktu" i systemu etykietowania, który zwielokrotni i tak już restrykcyjne wymogi przyjęte we Francji.
Przez kogo i z jakich funduszy będą przeprowadzane inspekcje? Czy zatrudnimy nową grupę urzędników? W jaki sposób będą oni w stanie sprawdzić identyfikowalność produktów z pól bawełny w Chinach i fabryk odzieży w Dhace do butików z gotową odzieżą w Paryżu?
Europejscy konsumenci z klasy średniej nie przejmują się pochodzeniem ani warunkami środowiskowymi i społecznymi, w jakich produkowane są ubrania. Jest to niefortunne, ale zrozumiałe. Dla nich liczy się przede wszystkim cena ubrania, następnie jego jakość (wygoda, materiały i wykończenia, szwy), a w mniejszym stopniu wygląd/stylistyka.
To czyni projekt jeszcze bardziej bezcelowym. Może on dodatkowo obciążyć firmy przemysłowe i dystrybucyjne sektora obowiązkami regulacyjnymi, które już teraz są przepełnione po brzegi.
Wszelkie środki mające na celu edukowanie i oświecanie konsumentów, aby stali się bardziej odpowiedzialni za środowisko, są mile widziane. Ale UE produkuje zbyt wiele i importuje zbyt wiele. To właśnie brak równowagi między podażą a popytem jest przyczyną wszystkich problemów środowiskowych i gospodarczych, które potępia projekt rozporządzenia europejskiego. Dodanie nowej warstwy ograniczeń administracyjnych do sektora, który już znajduje się w kryzysie strukturalnym, nie jest zbyt rozsądne.
Klasyczny sektorowy model biznesowy jest absurdalny sam w sobie. Nie różni się niczym od modelu rybołówstwa przemysłowego, polegającego na skrobaniu dna oceanu za pomocą włoków i wyrzucaniu wszystkich nieodebranych i niesprzedanych produktów z powrotem do morza. To prawdziwa katastrofa dla ochrony zasobów rybnych i morskiej różnorodności biologicznej.
Przemysł tekstylny i odzieżowy produkuje i sprzedaje znacznie więcej niż rynek jest w stanie wchłonąć. W rezultacie tylko jedna czwarta odzieży jest sprzedawana w sezonie, połowa jest sprzedawana po okazyjnych cenach, na wyprzedażach i promocjach, a pozostała jedna czwarta trafia na wysypiska śmieci.
Rozwiązanie
Zamiast nieefektywnego projektu, można by po prostu znieść super preferencyjne systemy celne hojnie przyznane przez Unię Europejską tym krajom azjatyckim, które są prawdziwymi slumsami przemysłowymi, nie przestrzegają praw człowieka, a nawet, jak Myanmar, angażują się w ohydne ludobójstwo.
Nie tylko nic by to nie kosztowało, ale nawet pomogłoby wypełnić europejską kasę dochodami z ceł i, co najważniejsze, zachęciłoby importerów do zwrócenia się do lokalnych dostawców w Europie i regionie Morza Śródziemnego w celu wdrożenia strategii zwarciowych, które są bardziej zgodne z potrzebami rynku niż te praktykowane w Azji, a zatem znacznie bardziej odpowiedzialne za środowisko.
Drugim środkiem jest wspieranie inwestycji przemysłowych i handlowych w rozwiązania technologiczne w celu dostosowania podaży towarów i usług do popytu. Oznacza to dostosowanie podaży do potrzeb i oczekiwań konsumentów. Bezpośrednią konsekwencją tego jest ograniczenie podaży, unikanie nadmiernych zapasów i niesprzedanych towarów oraz minimalizacja marnotrawstwa. Istnieją rozwiązania technologiczne, takie jak te od Lectry, oraz sposoby na zróżnicowanie oferty stylistycznej, takie jak te opracowane przez Nelly Rodi.
Pozwoli to ożywić i ożywić europejski przemysł tekstylny i odzieżowy, wzmocnić współpracę gospodarczą z partnerami śródziemnomorskimi w ramach wzajemnie korzystnego partnerstwa i zachęcić młodych ludzi z Maghrebu do pozostania i pracy w swoich krajach.
Komentarze